Historia spisana przez byłego członka Szczepu dh. Stanisława Radkowskiego na 50 urodziny Szczepu Rodło
Nasze pierwsze lata…
Staliśmy w szeregu z zagiętymi skrzydłami na górnym korytarzu Szkoły Podstawowej nr 12 im. Powstańców Śląskich w Warszawie na uroczystym apelu. Niewiele szczegółów z tego wydarzenia zapamiętałem, ale w pamięci została mi duma, jaką wtedy czułem: Jak nas dużo! Pięć drużyn! Zuchowe: 88 WDZ/I Przyjaciół całego świata, 88 WDZ/II Słoneczna gromada, 88 WDZ/III Zuchy Króla Maciusia i harcerskie: dziewcząt – 88 WDH-ek im. Hanki Bińkowskiej i chłopców – 88 WDH-y im. Stanisława Skarżyńskiego. Właśnie przed chwilą odczytano rozkaz L.5/66-67. Komendy Hufca Warszawa-Śródmieście z dnia 31 stycznia 1967 r., w którym na wniosek Komendy Ośrodka IV zatwierdzono „Szczep 88 WDH i WDZ przy Szkole Podst. nr 12” i mianowano „Szczepowym 88 WDH i WDZ – hm Bogdana Radkowskiego”.
A teraz … stuknęła nam 50-tka.
Trzeba przypomnieć jak doszło do powstania Szczepu. Na wstępie trochę zamierzchłej historii.
Podobno na początku był mityczny kapitan Lew (czy to imię, czy nazwisko?), miłośnik lotnictwa. Założył przy Szkole Podstawowej nr 12 w Warszawie drużynę męską noszącą imię pilota Stanisława Skarżyńskiego, który w 1933 r. pokonał Atlantyk i stracił życie wracając z akcji nad Niemcami w 1942 r.
Tu zaczynają się kolejne „podobno”. Męska drużyna o numerze 88, podobno lotnicza, musiała – choćby ze względu na nadany numer – powstać przed wojną. Nie mogła mieć zatem żyjącego patrona (taki zwyczaj). Podobno działała przy Aeroklubie Warszawskim. Powinna zatem zrzesza
raczej młodzież starszą. Siedzibę miała, podobno, przy ul. Śmiałej 5A – to Żoliborz. Aeroklub działał na Polu Mokotowskim, a lokal klubowy miał na ul. Lwowskiej, potem na Polu Mokotowskim, a wreszcie w al. Niepodległości. Szkoła Powszechna nr 12 działała przy ulicy Szymanowskiego na terenie Parku Traugutta (Stare Miasto). Nic tu się niestety nie zgadza. A co wiemy na pewno? Wiemy, że w latach 30-tych powstała i działała na Żoliborzu 88 Warszawska Lotnicza Drużyna Harcerzy.
Co wiemy o okresie powojennym? We wrześniu 1946 r. na terenie dawnego Szpitala Ujazdowskiego zorganizowano w budynku nr 8 komplety dla dzieci pracowników Biura Odbudowy Stolicy, mieszkających na Górnym Ujazdowie. We wrześniu 1948 r. Inspektorat Oświaty m.st. Warszawy oficjalnie powołał samodzielną Szkołę Podstawową nr 12. Nie wiemy nic o harcerstwie przy Szkole Podstawowej nr 12 zaraz po wojnie. Jednak oficjalne powstanie szkoły niemal zbiegło się z likwidacją w 1949 r. struktur ZHP i utworzeniem działającej w latach 1950-1956 Organizacji Harcerskiej Związku Młodzieży Polskiej. Podobno (znowu!) w okresie, kiedy Szkoła funkcjonowała w budynkach dawnego Szpitala Ujazdowskiego, działała tam żeńska drużyna wodniacka. Natomiast faktem jest, że w styczniu 1958 r. Komenda Chorągwi Warszawskiej powołała Hufiec Warszawa-Agrykola, w którego skład wchodziły m.in. 88 WDH-ek im. Cypriana Godebskiego (drużynowa Urszula Fabisiak) i 88 WDH-y im. Cypriana Godebskiego (drużynowy Andrzej Wójciak). We wrześniu 1958 r. Szkoła Podstawowa nr 12 została czasowo przeniesiona do jednego skrzydła budynku II Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Batorego. Nic nie wiadomo o działalności drużyn harcerskich w tym czasie, a na początku 1961 r. Hufiec Agrykola zlikwidowano, a wchodzące w jego skład środowiska włączono do Hufca Warszawa-Śródmieście. We wrześniu 1963 r. w dniu rozpoczęcia nowego roku szkolnego, odbyła się uroczystość otwarcia nowego budynku przy ulicy Górnośląskiej 45, będącego do dziś siedzibą szkoły, i nadania Szkole Podstawowej nr 12 imienia Powstańców Śląskich. Na stronie internetowej Szkoły ani słowa o harcerstwie, natomiast na samym dole był link „Szczep drużyny harcerskiej RODŁO”, ale próby otwarcia takiej strony kończyły się niepowodzeniem. Szczęśliwie, całkiem niedawno, pojawił się prowadzący do właściwej strony link „Szczep 88 WDHiGZ RODŁO”, ale na nowo otwartej stronie Szkoły odnośnik zawiera błąd. Dodano nam rok: „Szczep Rodło działa na terenie dwunastki od początku swojego istnienia, tj. od stycznia 1966 r.” Niestety, w historii szkoły też się nie pojawiamy. (adnot. 2018r. data się już zgadza, link również).
W roku szkolnym 1963/64 działalność rozpoczęła – jako drużyna próbna – 88 WDH-y im. Stanisława Skarżyńskiego prowadzona przez Jerzego Kleina, w kolejnym roku szkolnym drużynowym był pwd Maciej Bylica, drużynową 88 WDH-ek – druhna Anna Filipowicz, a koedukacyjną drużynę zuchową prowadziła druhna Anna Zwierzchowska.
W roku szkolnym 1965/66 drużynę chłopców objął druh Witold Kwiatkowski, świeżo upieczony absolwent 12-tki. Na początku 1966 r. powstały dwie nowe drużyny zuchowe (słowo „gromada” było chyba zakazane, a na pewno nieużywane): chłopców – Zuchy Króla Maciusia I Reformatora, którą założyłem ja i dziewcząt – Słoneczna Gromada, założona przez moją siostrę, druhnę Bożenę Radkowską. W skład drużyn weszli uczniowie ówczesnych klas Ia i Ib, m.in.: Anita Sadowska, Blanka Ufnal, Ania Zatorska, Ola Żurawska, Krzyś Pietruczak (Pikut), Waldek Rybitwa (Ryba), Michał Wolski (Jogi), Zenek Juszkiewicz (Pączek) czy Waldek Karwowski (Puzon).
Na początku roku szkolnego 1966/67, wobec rezygnacji poprzedniej drużynowej, druh Bohdan Radkowski objął koedukacyjną drużynę zuchów Przyjaciół całego świata, a druhna Barbara Malanowska drużynę harcerek. Opiekunami harcerstwa z ramienia szkoły zostali: drużyn zuchowych – wychowawczyni klasy IIa pani Alina Radkowska (w stopniu harcmistrzyni – na urlopie instruktorskim), drużyn harcerskich – wychowawca klasy VIIc pan Jacek Puchnowski (w stopniu podharcmistrza – na urlopie instruktorskim). Aktywni rodzice (m.in. pani Gołębiowska i pan Napiórkowski) rozkręcali działalność Koła Przyjaciół Harcerstwa.
Druh Radkowski już wcześniej zorientował się, że każda drużyna działa „sobie”, że w drużynach harcerskich generalnie niewiele się dzieje, a standardowe odpowiedzi na pytanie „Co robiliście na zbiórce zastępu?”, brzmiały: „organizowaliśmy się”, „ustalałyśmy plan pracy”, „omawialiśmy, co będziemy robić”. Wszystko wskazuje na to, że druhna i druh Radkowscy właśnie wtedy podjęli decyzję o doprowadzeniu w roku szkolnym 1966/67 do powstania szczepu harcerskiego, który scementowałby wszystkie drużyny działające na terenie szkoły. Tyle drużyn – i brak współdziałania! Były wprawdzie akcje ogólnozwiązkowe, chorągwiane i hufcowe, w których drużyny brały udział, ale nie było żadnej współpracy między nimi. Roczny plan pracy drużyny każdy drużynowy przygotowywał we własnym zakresie.
Ale to podczas zimowiska „Puszcza” w Kaliszkach w Puszczy Kampinoskiej (27 XII 1966 – 4 I 1967) krystalizował się pomysł na mające nastąpić zmiany, chociaż w opisowej ocenie zimowiska nie ma o tym ani słowa. Jednak założenia programowo-wychowawcze zimowiska odnosiły się zarówno do wspomnianych mankamentów w działaniu drużyn, jak też i wartości, które można odnaleźć w całej późniejszej działalności Szczepu (pojęcie służby, patriotyzm „na dziś”, pielęgnowanie tradycji i poszanowanie historii).
Warto przytoczyć fragmenty wspomnianej oceny (w opracowaniu druhny Aliny Radkowskiej): „…Dobór uczestników był dość przypadkowy, poziom wyrobienia harcerskiego, mimo posiadanych stopni, dość niski. Program zimowiska zakładał jako rzecz pierwszoplanową wprowadzenie prawa harcerskiego „na codzień”, zżycie zespołu i rozbudowanie odpowiedzialności za to, co dzieje się w drużynach. Ponadto zimowisko miało dać zastępowym materiał oraz pewne umiejętności do prowadzenia zajęć zastępów. […] Cykl kominków, których tematem była „sylwetka” harcerza, dalej prawo harcerskie jako norma postępowania, w końcu ocena własnej pracy i postawy na zimowisku, dał okazję do szczerych wypowiedzi i zrozumienia sensu prawa harcerskiego. Wprowadzenie prawa do obrzędowego przyrzeczenia przy leśnej choince było okazją do wydobycia jego emocjonalnych wartości. […] W najważniejszą akcję – noworoczną zabawę dla dzieci [miejscowych] – wszyscy włożyli ogromnie dużo pracy i zapału. Rzeczą cenną było to, że każdy uczestnik zimowiska miał swój udział zarówno w przygotowaniu jak i przeprowadzeniu samej imprezy.[...]”.
Wtedy też, podczas zimowiska w Kaliszkach, miało miejsce prawdopodobnie pierwsze samodzielne 88-ych przyrzeczenie harcerskie – druh Marek Kupiszewski wspomina zagubioną w lesie piękną choinkę, do której trzeba było dojść samotnie i to pomimo trzaskającego mrozu.
* * *
No i właśnie… odbyła się uroczysta pierwsza zbiórka Szczepu i wróciliśmy do codziennych zajęć. 6 marca 1967 r. komendant Szczepu meldował do Hufca rozpoczęcie przez drużyny cyklu chorągwianego „Twój dom, numer, ulica”, podczas którego poznawaliśmy szczegółowo teren przydzielony Szczepowi. Robiono szkice i zdjęcia, opisywano domy, sklepy itd. i ich historię. Przeprowadzano wywiady z ciekawymi ludźmi (np. z architektem z byłego Biura Odbudowy Stolicy na temat „Wczoraj, dziś i jutro Górnego Ujazdowa”), przeglądano stare czasopisma i inne materiały. Oprócz działań zastępów, realizowane były także zadania całych drużyn. Poza opracowaniem materiałów w formie albumów, które zostały przekazane do Hufca, na zakończenie akcji przeprowadzono gry terenowe w oparciu o zdobyte wiadomości o terenie – dla drużyn harcerskich i dla drużyn zuchowych. Ta akcja, podobnie jak wiosenne wycieczki Szczepu służyła m.in. konsolidacji wewnątrz drużyn jak i zacieśnieniu współdziałania między nimi.
* * *
Ukoronowaniem roku harcerskiego miał być pierwszy samodzielny obóz Szczepu i kolonia zuchowa.
Wybór padł na Roztocze na Zamojszczyźnie. Nadleśnictwo wyraziło zgodę na rozbicie obozu na terenie Uroczyska Stoki, a nawet dało pozwolenie na palenie ogniska. Kolonię zuchową ulokowano w szkole w Guciowie niedaleko Zwierzyńca. Warto podkreślić czas trwania obozu – od 26 czerwca do 30 lipca. 35 dni! Przeciętnie obozy trwały 21-23 dni.
Schowani w lesie nad wąsko w tym miejscu płynącym Wieprzem, mogliśmy rozkoszować się ciszą, wspaniałym drzewostanem i czystą (strasznie zimną) wodą; na terenie obozu naliczyliśmy 21 małych źródełek zasilających rzekę.
Ale wcześniej zbudowaliśmy bazę partyzancką „Puszcza”. Zastępy przekształciły się w plutony, a harcerki i harcerze obrali pseudonimy. Naszą kadrą obozową byli: hm Bohdan Radkowski komendant obozu i podobozu męskiego, hm Alina Radkowska – komendantka podobozu żeńskiego, druhna Barbara Malanowska – oboźna, druh Witold Kwiatkowski – oboźny, pwd Tadeusz Urban – kwatermistrz. Byliśmy zorganizowani w siedem plutonów: trzy dziewcząt i cztery chłopców. Współzawodnictwo plutonów opierało się na prowadzonej punktacji. Plutony miały proporczyki, każdy w innym kolorze. Proporczyki podwieszano poniżej wciąganej na maszt flagi w kolejności zgodnej z aktualną punktacją.
Ze wspomnień. Wreszcie! Nasz pluton jest na drugim miejscu w punktacji. Prowadzi I-ka. My im jeszcze pokażemy!
Przy tzw. pionierce obozowej nie obyło się bez problemów i narzekań. „Zaczęliśmy robić namiot dla komendy. Cholerna kobyła! Zupełnie nowy typ [namiotu] i w żaden sposób nie mogliśmy sobie z nim poradzić”. „Kazali robić kuchnię i latrynę. To już mój czwarty obóz, a zawsze muszę przy tym robić”. „To bukowe drewno w ogóle nie chce ‘przyjmować’ gwoździ”. Glina na kuchnię nie chciała trzymać itd…
Cytat obozu: „Idę, idę, tylko mi się w mordę but rozwiązał” – usprawiedliwienie Pikusia1 spóźniającego się na wszystkie zbiórki.
Kolonię zuchową prowadziła pwd Irena Piasecka, mając do pomocy druhny pwd Annę Samojlik i Małgorzatę Patzer. Drużynowi i przyboczni drużyn zuchowych mieszkający na stałe w obozie dochodzili na zajęcia z zuchami do Guciowa, zmieniając się co tydzień, w czasie którego realizowano cykl sprawnościowy. Do Guciowa chodziły także na zmianę plutony mające dyżur w dziecińcu zorganizowanym dla miejscowych dzieci.
Ze wspomnień. Właściwie nie ma mnie w obozie. U zuchów jest kapitalnie. Świetnie się bawią. My z nimi. Uczyli mnie przecież na kursie, że pierwszym Głównym Zadaniem Drużynowego Zuchów jest „Uczyć się bawić z zuchami”. Uczę się i chyba to umiem.
Poza typowym życiem obozowym – zdobywaniem sprawności, grami terenowymi, biegiem patrolowym, służbą w kuchni, wartami itd., dużo działo się „poza” obozem. Byliśmy na wycieczce w Zamościu, wówczas „świeżo odkrytym” przez prof. Wiktora Zina i równie nowoodkrytym Chełmie. Zwiedzaliśmy tzw. osiągnięcia PRL-u - cukrownię w Klemensowie czy fabrykę margaryny w Bodaczowie. Charakterystyczny zapach długo nie mógł się od nas odczepić, ale przy drodze rosły dorodne jabłonie i z przyjemnością zajadaliśmy się słodkimi kosztelami. Zahaczyliśmy o najbardziej „polskie” miasto – Szczebrzeszyn. Odwiedziliśmy też fabrykę mebli giętych w Zwierzyńcu. Odbyły się wycieczki przez rezerwaty Roztocza, do Józefowa i Puszczy Solskiej.
Były na obozie lepsze i gorsze chwile. Zdarzyły się „kocówy”. Ostatni raz, bo nauczyliśmy się, że nieporozumienia można załatwiać inaczej. Wspaniale ozdobione pałki bukowe, które wszyscy wycinali i przypinali do pasa, a które służyły do „różnych” celów, a także świerkowe „buzdygany”, zostały uroczyście spalone. „Zwalczaliśmy” między sobą używanie słów powszechnie uważanych za obraźliwe, wymyślając przy tym często eufemizmy, które weszły do obozowego słownika. Nauczyliśmy się dostosowywać tempo marszu do słabszych. Zajęcia w dziecińcu okazały się frajdą a nie przykrym obowiązkiem, a przygotowania do „Wesołego festynu”, w które włożyliśmy wiele wysiłku, dały dużo dobrej zabawy chwalonej przez mieszkańców wsi.
Tworzyliśmy szczepową obrzędowość i zwyczaje: zdobnictwo obozowe, odprowadzanie flagi na maszt, sposób przygotowania ogniska, jego rozpoczęcie i zakończenie, powitanie i pożegnanie dnia… Nagrodą stało się wyznaczanie do wciągnięcia lub ściągnięcia flagi i rozpalenia ogniska czy też mianowanie strażnikiem ognia.
Ze wspomnień. Obóz i kolonia wyjechały rano. Została grupa kwatermistrzowska. Sprzątanie i maskowanie terenu dawało tyle powodu do dumy co i goryczy. Wieczorem ostatnie ognisko obozowe, już tylko dla kwaterki i strasznie fajna kameralna „noc szczerości”. Grupa kwatermistrzowska to jednak zgrana paka, ale cośmy się o sobie od siebie nasłuchali… Ale nikt nie miał pretensji, wszystko było jasne. Tak powinno być. […]
Przed szkołą jesteśmy koło 22-giej. Rozładowujemy sprzęt z ciężarówki i do domu. Właściwie szkoda…
* * *
Działania Szczepu w drugim roku jego działalności ogniskowały się wokół pomysłu zdobycia patrona.
Braliśmy, oczywiście, aktywny udział w akcjach ogólnozwiązkowych, chorągwianych i hufcowych, harcerki i harcerze działali w ramach młodzieżowej służby ruchu, obsługując m.in. prowadzące do szkoły niebezpieczne przejście przez ulicę Górnośląską (świateł wówczas nie było). W zimie odbyło się kolejne szczepowe zimowisko w Św. Katarzynie koło Kielc. Warto też wspomnieć – bo to pierwsi „nasi” instruktorzy, którzy „wyszli” ze Szczepu – że dwóch harcerzy (drużynowy i przyboczny jednej z drużyn zuchowych) zostało zakwalifikowanych na hufcowy kurs drużynowych na zimowisku w Cieplicach. Trzeba przyznać, że udany: jeden wrócił z patentem drużynowego (Ryszard Karolak), a drugi (czyli ja) dodatkowo z otwartą próbą na stopień przewodnika.
Wróćmy jednak do patrona. Z patronem (osobą) bywają często kłopoty – w którymś momencie może okazać się dla kogoś niewygodny. Punkt wyjścia był zatem prosty: szkoła, przy której Szczep funkcjonował miała patrona zbiorowego – powstańców śląskich – i w tym kierunku poszły poszukiwania patrona Szczepu. Dość szybko uznano jednak, że niekoniecznie musimy być „czyjegoś imienia”, że czymś ciekawszym, dającym więcej możliwości programowych i wychowawczych będzie symbol. Podjęto zatem starania, by zaprojektować kampanię na rzecz zdobycia przez Szczep godła.
Dla uczniów szkoły im. Powstańców Śląskich wiedza o walkach o polskość Śląska, śląskich tradycjach, piosenkach, gwarze śląskiej były czymś oczywistym. Naturalnym był dla szczepu wybór nazwy Rodło, godła Związku Polaków w Niemczech, ukazującego stylizowany bieg Wisły z zaznaczonym Krakowem.
Jak mówiła druhna Alina Radkowska w jednym z wywiadów: „Dzieje walki o polskość na ziemiach północno-zachodnich wydały się nam sprawą nośną, tematem mało wyeksploatowanym i mogącym wciągnąć młodzież. Szacunek dla tradycji i zrozumienie, że żyjemy w pewnym ciągu historycznym, ma duże znaczenie wychowawcze”.
Celem postawionym przed wszystkimi drużynami stało się uzyskanie godła Rodło. Wiązało się to z obrzędowością szkoły, nawiązującą do Śląska i powstań śląskich, ale miało wymiar szerszy, bo obejmowało idee i działalność całego Związku Polaków w Niemczech, zarówno na ziemiach, które po II wojnie wróciły do Polski, jak i tych, które pozostały w granicach powojennych Niemiec:
Dzielnica I Górny Śląsk (siedziba w Opolu),
Dzielnica II Berlin i Środkowe Niemcy (siedziba w Berlinie) z Brandenburgią, Saksonią, Hamburgiem, Dolnym Śląskiem, Pomorzem i Marchią Graniczną Poznań-Prusy Zachodnie,
Dzielnica III Westfalia i Nadrenia (siedziba w Bochum) z Westfalią, Nadrenią, Badenią i Palatynatem,
Dzielnica IV Prusy Wschodnie (siedziba w Olsztynie) z Warmią, Mazurami i Powiślem,
Dzielnica V Pogranicze (siedziba w Złotowie) z Kaszubami i ziemią złotowską.
Obóz nad jeziorem Srebrnym koło Turawy w lipcu 1968 r. w większej części poświęconym był przygotowaniom do nadania Szczepowi godła. W ramach cyklu „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród” poznawaliśmy okolice i mieszkających tam Ślązaków (autochtoni – to niezbyt ładnie brzmiące słowo), szukaliśmy historycznych śladów polskości w Opolu, spotykaliśmy się z byłymi działaczami Związku Polaków w Niemczech: dyrektorem opolskiego teatru lalek i byłym naczelnikiem Związku Harcerstwa Polskiego w Niemczech, odkrywaliśmy życie słowiańskich plemion śląskich. Cykl „Słupy Chrobrego” przybliżał nam historię Śląska piastowskiego (muzeum w Opolu), poznawaliśmy życie i działalność wielkich Ślązaków (Karol Miarka, Józef Lompa, Wojciech Korfanty, Arka Bożek i inni), rozmawialiśmy o złożonej polsko-niemieckiej historii tych Śląska Opolskiego (Opole – Oppeln, Ozimek – Malapane, Kotórz Wielki – Groß Kottorz, Rzędzów – Friedrichsfelde, Czarnowąsy – Klosterbrück itd.), a także o końcowym okresie II wojny światowej. I prowadziliśmy trudne rozmowy o tym, dlaczego na miejscowych cmentarzach znajdziemy np. Hedwig Koschick a nie Jadwigę Koszyk. Odbyły się też gry terenowe – na temat powstań śląskich i forsowania Nysy.
Najważniejszym natomiast punktem cyklu „Pod znakiem Rodła” była wycieczka na Górę Świętej Anny i uroczystości związane z nadaniem Szczepowi godła.
Staraliśmy się godnie do niej przygotować. Przetrenowaliśmy kilkakrotnie scenariusz uroczystości, nauczyliśmy się, że rodło to „najstarszy symbol Polonii na terenie Niemiec, które nie będąc ani herbem, ani godłem, jest znakiem łączności z całym narodem”, że kształt rodła to stylizowany bieg Wisły z zaznaczonym stołecznym królewskim miastem Krakowem jako kolebką polskiej kultury i symbolem trwania oraz ciągłości Państwa Polskiego. Poznaliśmy 5 prawd Polaka, uchwalonych podczas Kongresu Polaków w Niemczech w Berlinie, 6 marca 1938 roku:
1. Jesteśmy Polakami,
2. Wiara Ojców naszych jest wiarą naszych dzieci,
3. Polak Polakowi bratem,
4. Co dzień Polak Narodowi służy,
5. Polska Matką naszą – nie wolno mówić o Matce źle).
Czwarta prawda stała się z czasem zawołaniem Szczepu („– ‘Rodło’, czuwaj!” „ – Co dzień Polak Narodowi służy!”).
Tu trzeba zauważyć, (stwierdzam to z pełną odpowiedzialnością), że 5 prawd Polaka znakomicie uzupełnia nie tylko Prawo Harcerskie, ale także Dekalog.
Zdobywaliśmy chustę Szczepu – biało-czerwoną z plakietką na wzór odznaki młodzieży polskiej w Niemczech: z rodłem na czerwonym tle z lewej strony i czerwonym (zamiast zielonego) liściem lipy na białym tle – z prawej. Ważne było, że chustę Szczepu należało zdobyć, wykazując się m.in. znajomością historii Związku Polaków w Niemczech. Chust (a później i plakietek Szczepu), stopni i krzyży w naszym Szczepie nie „rozdawano”. Trzeba było je zdobyć - zasłużyć na nie.
Ze wspomnień. Druhna odpytywana ze znajomości historii Związku Polaków w Niemczech:
– Kto był pierwszym prezesem Związku?
– Stanisław hrabia Sierakowski.
– Kto był patronem Związku?
Druhna, per analogiam, wyrecytowała:
– Bolesław ksiądz Domański.
Scenografia dla uroczystości na Górze Świętej Anny była wymarzona: zachodzące słońce (a potem mrok wieczorny), górujący nad amfiteatrem Pomnik Czynu Powstańczego, obecność byłych działaczy Związku Polaków w Niemczech, towarzyszące słowom echo, płonące pochodnie…
Komendant podał komendę: „Do hymnu!” i zaintonował „I nie ustaniem...” Starsi panowie ze Związku Polaków w Niemczech wyprężyli się jak struny i z niekłamanym wzruszeniem podjęli „...we walce…” i …było to zupełnie inaczej, niż uczyliśmy się przez dwa tygodnie obozu. Okazało się, że nuty nieco „sobie”, a faktyczne wykonanie hasła...
Druh Paweł Kwoczek (były przewodniczący Związku Harcerstwa Polskiego w Niemczech ) oficjalnie odczytał akt nadania Szczepowi godła i duża grupa harcerek i harcerzy (m.in. Hanna Bajan, Mirosława Krysiukiewicz, Michał Rudowski, Kazimierz Radkowski, Igor Śnieciński, Maciej Pieńkowski)2 złożyła Przyrzeczenie Harcerskie na oryginalny sztandar ZHPwN.
Od tego momentu byliśmy oficjalnie Szczepem „Rodło” 88 WDHiZ.
Stanisław Radkowski
1 Leszek Kujawski – Pikuś; od początku w Szczepie.
2 Wszyscy od początku w Szczepie.